ŻYCIE JAKO WĘDRÓWKA

Wędrówką jedną życie jest człowieka…
Swoją wędrówkę rozpoczęłam w zupełnie przypadkowym miejscu. Miałam do wyboru wiele tras: jedne były cieplejsze lecz bardziej nizinne, drugie dłuższe i górzyste, ale za to nieco chłodniejsze. Decyzja, który szlak wybiorę należała do mnie. W końcu zdecydowana spakowałam plecak ważący zaledwie 8 kilogramów i wyruszyłam wybraną drogą. Znałam tylko cel, cała reszta była niewiadomą. Przede mną było wiele kilometrów. Podążałam za wyznaczonymi żółtymi  strzałkami – czasem były one widoczne, lecz miejscami gubiłam mój szlak. Zawsze jednak spotykałam odpowiednią osobę, która sprowadzała mnie na dobrą drogę. Każda z tych osób zdawała się być żywym drogowskazem. Słyszałam tupot kroków pozostawionych przeze mnie na trasie – były one niczym melodia. Miejscami droga była niezwykle górzysta, a każdy kolejny kilometr stawał się męczarnią. Lecz za każdą górką zawsze ukazywał się piękny widok, który był nagrodą za trud i wysiłek włożony w to by dostać się na szczyt. Czasami jednak droga była bardzo przyjazna, a nogi same przyspieszały. Czułam się wolna i szczęśliwa. Zaczęłam doceniać to co mnie otacza. Porzuciłam wszelki materializm. Z każdym kilometrem nogi były coraz bardziej zmęczone. Zaczęły pojawiać się obtarcia które zakleiłam plastrem i odciski, które boleśnie przebiłam igłą. Przyszedł również moment, w którym nie byłam w stanie iść dalej w tym samym obuwiu. Był to niezwykle ważny i trudny moment dla mnie. Moment, pełen niepewności i nadziei, że ból ustanie. Zmieniłam więc buty i ruszyłam dalej. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej celu – czułam to. Miejscami trasa rozwidlała się i musiałam podejmować decyzje, którędy mam pójść. Na swojej drodze nie byłam sama- spotykałam wiele ludzi. Niektórzy szli w tym samym kierunku, inni w zupełnie odwrotnym. Jedni wyprzedzali  mnie, drudzy pozostawali za mną, inni towarzyszyli mi przez bardzo długi odcinek, a jeszcze innych spotykałam ponownie w schronisku po kilku dniach. Łączyło nas jedno – wszyscy byliśmy wędrowcami i każdy z nas podążał wybraną przez siebie drogą. Miejscami nasze trasy pokrywały się, a innym razem zmierzały w zupełnie przeciwnym kierunku.
Opisana powyżej historia, jest fragmentem  ostatnich przeżyć z naszej trasy do Santiago de Compostela. Dokładnie tak samo stałyśmy przed wyborem trasy i pełne niepewności ruszyłyśmy na szlak. Do tej pory spotkałyśmy się z wieloma trudnościami, zachwyciłyśmy się niesamowitą ilością miejsc i poznałyśmy wspaniałych ludzi. Pomimo, że to dopiero początek naszej wędrówki to odkryłyśmy coś niezwykle ważnego. Wszystkie nasze doświadczenia i przeżycia nie są przypadkowe. Cała ta droga próbuje nam przekazać, że każdy z nas jest wędrowcem. I nie potrzebuje do tego dobrego obuwia, ani nawet plecaka.
Człowiek rodzi się i sam wybiera swoje ścieżki. W tym wyborze pomagają mu rodzice oraz  nauczyciele, którzy są niczym drogowskazy.
Każdy z nas dźwiga swój bagaż, który czasem ciąży zbyt bardzo, a innym razem wydaje się być lekki jak piórko. Każdy z nas przeżywa swoje górki i doliny. Każdy z nas ma swoje obtarcia i odciski, które bolą, ale z czasem gdy je przebijemy to czujemy ulgę i zostaje tylko drobna blizna. Każdy z nas wybiera swoje własne cele i podąża w ich kierunku. Każdy z nas spotyka ludzi – jednych zna tylko jeden dzień, innych całe życie, a niektórych spotyka po kilku latach. Każdy z nas w swoim życiu wielokrotnie zmienia swoje „obuwie”, bo czuje że tak musi. Każdy z nas jest wędrowcem ku szczęściu i każdy z nas musi znaleźć swój własny szlak, by do niego dotrzeć.
Za kilka tygodni dotrzemy na Przylądek Finisterra i zakończymy swoją wędrówkę. Jest to miejsce, gdzie nie ma dalszej drogi ponieważ wokół jest tylko ocean. Będziemy mogły spojrzeć tylko w tył i zobaczyć jak długą drogę pokonałyśmy, by spełnić swoje marzenie. I dokładnie tak samo każdy z nas kiedyś stanie na końcu swojej drogi. Będzie mógł spojrzeć za siebie i być dumnym, że pokonał swoją własną drogę zwaną życiem… I podążał dokładnie tą ścieżką, którą sam zdecydował się pójść.

M.

Comments are closed.